Czy chrześcijanie powinni wierzyć w duchy? W te, które straszą po nocach bohaterów hollywoodzkich produkcji? Niekoniecznie. Powinni na pewno wierzyć w Ducha Świętego. A z tym bywa różnie. Żyjemy w coraz bardziej bezdusznym świecie. Nasze ekrany epatują materią. Koncentrujemy się na tym, co materialne, pociągające, błyszczące, seksowne. (Proszę zauważyć, jaką karierę zrobił ten ostatni przymiotnik. Coś, co nie jest sexy, jest obciachem, jest bez wartości). Z drugiej strony ludzie duszą się w świecie samych rzeczy i pewnie dlatego tak łatwo wierzą w opowieści nie z tej ziemi, w tajemnicze siły, ukryte kody, spiski; szukają chemicznych odlotów, dyskotekowych transów czy kosmicznych energii, którymi emanuje pan Zdzisiek spod piątki po 100 zł. za 15 minut. Szukamy młodości, cudownych leków na starzenie się, gonimy za nowością… Śmiem twierdzić, że wszystko to płynie z tęsknoty za Duchem Świętym. Bo bez Boga człowiek się dusi, goni jak wariat za namiastką ekstazy. „Bez Twojego tchnienia, cóż jest wśród stworzenia, jeno cierń i nędze…”.
Wykrywacz Ducha Świętego
Jak można rozpoznać działanie Ducha Świętego? Jego „wykrywaczem” jest duch człowieka. Koniecznym zmysłem jest wiara, która potrafi dostrzegać głębszy wymiar rzeczywistości. Św. Paweł pisze o „światłych oczach serca” (Ef 1,18). Bez tego czułego „instrumentu” wskazywanie na aktywność Ducha Świętego będzie jak gadanie ze ślepym o kolorach. Gdzie patrzeć, aby „zobaczyć” Ducha Świętego? Nie ma On żadnego widzialnego obrazu, żadnej postaci. Jedynym Jego obrazem jest człowiek przeniknięty Jego obecnością, uświęcony, uduchowiony – jednym słowem: święty. Przy czym świętość wcale nie oznacza bezgrzeszności, jakiegoś zimnego perfekcjonizmu czy anielskości oderwanej od materii. Ludzie święci chodzą twardo po ziemi, ale promieniują nieziemską duchową energią. W ich obecności chcemy być lepsi, czujemy się podniesieni na duchu. Czy takie doświadczenie nie było udziałem tych, którzy spotkali Jana Pawła II czy Matkę Teresę? Jedna z dziennikarek po spotkaniu z papieżem Wojtyłą powiedziała: „Ten człowiek żyje tak, jakby za jego ścianą mieszkał Bóg”. To jest właśnie to. Działanie Ducha Świętego możemy dostrzec nietylko w innych, także w sobie. Jakie są znaki rozpoznawcze?
Jeśli przebijemy się przez powierzchowne pragnienia, dotrzemy do tych najbardziej podstawowych. „Chcemy być sobą” – śpiewał Perfect. To jest tęsknota duchowa, nie materialna. Chcemy być autentyczni, chcemy mieć niepowtarzalne wnętrze. Zasadniczy kierunek ludzkiego rozwoju to właśnie personalizacja, stawanie się kimś. Drugie pragnienie, pozornie pod prąd, to wspólnota, komunia, trwała więź z kimś. Być sobą i być z innymi – te dwie tęsknoty nie są „produktem” materii, genów, biologii. To jest od Boga i w tych dwóch kierunkach działa Duch Święty. Każda z Bożych Osób Trójcy jest Kimś odrębnym, a jednocześnie tworzą doskonałą wspólnotę miłości. Człowiek nosi w sobie ten obraz Tójjedynego Boga. Im bliżej jestem tego obrazu, tym pełniejszym jestem człowiekiem. Po swoim nawróceniu św. Augustyn wielbił Boga: „Byłeś wewnątrz, a ja byłem na zewnątrz”. Boga nie trzeba daleko szukać, Jego Duch jest w nas. Trzeba tylko wejść do „swojej izdebki”, by Go tam odkryć.
Anty-Babel
Innym przejawem działania Ducha Świętego jest modlitwa. Zwróćmy uwagę, że człowiek najpierw się do Boga zwraca, a dopiero potem dokonuje nad tym refleksji. Najpierw jest modlitwa, potem teologia. Słowo „Bóg” pojawiło się w ludzkiej mowie najpierw jako zwrócenie się do Kogoś, a nie mówienie o Kimś. Duch Święty wciąż dyskretnie przypomina nam, że celem życia jest oddawać chwałę Bogu. Duch Jezusa pomaga nam wołać do Boga: „Abba – Ojcze”. Świątynie z kamienia i cegły pełnią rolę tylko pomocniczą. Duch Święty ma moc przemiany naszego ciała w żywą świątynię na chwałę Najwyższego.
Dochodzimy w ten sposób do tajemnicy Kościoła – wspólnoty. Kościół jest odwrotnością wieży Babel. Nie musimy budować wysoko, aby sięgnąć nieba i jednoczyć świat. Niebo zstąpiło na ziemię. W Jezusie. Dlatego trzeba raczej schylić się w dół, ku człowiekowi w potrzebie. Bo w tych najmniejszych mieszka największy. Trzeba klęknąć, aby umyć im nogi. Robiąc w swoim życiu miejsce dla słabych, robimy jednocześnie miejsce dla najmocniejszego. Wtedy powstaje jedność z Bogiem, z innymi, czyli Kościół.
Kościół jest kontynuacją dzieła Jezusa Chrystusa. Duch Święty jednoczy wiek pierwszy z dwudziestym pierwszym. Sprawia, że Jezus mówi dziś do nas przez słowo, dotyka nas i leczy przez sakramenty. Duch Święty dba, byśmy wiernie pamiętali, co Jezus dla nas uczynił, ale dba też o to, by ta pamięć nie stała się pamięcią muzealną, martwą, skostniałą. Duch jest zasadą życia Kościoła, jest jego duszą. Chroni w nim nie tylko wierność, ale budzi w nim także nowość. Wierność tradycji i otwartość na reformy – te dwie wartości bywają przeciwstawiane. A potrzebne jest jedno i drugie. Duch Święty przekonuje konserwatystów do niezbędnych reform, reformatorów wzywa do wierności tradycji.
Powie ktoś, że to wszystko zbyt naiwne, by było prawdziwe. Zarówno osoby, jak i Kościół jako wspólnota działamy w świecie, w którym działają siły przeciwne Bogu. Pokusy bywają spore. Kiedy im ulegamy, tracimy ducha, tego ludzkiego i tego Bożego. Być może najgroźniejszą ze współczesnych pokus jest próba całkowitej eliminacji świata duchowego. Tak zwana poważna rozmowa o świecie dotyczyć może dziś tylko walki politycznych przeciwników, rygorów ekonomii lub analiz ekspertów. To bardzo naiwne. Zmaganie o losy świata toczy się najpierw w ludzkich sercach. To, co na zewnątrz, jest tylko pochodną tego, co dzieje się we wnętrzu człowieka. Od tego, czy panuje tam duch, czy zaduch, zależy wszystko.
ks. Tomasz Jaklewicz