Aktualności

Gender? Bunt rodziców

      Wychowanie. Lewacka ideologia gender próbuje dziś prać mózgi najbardziej bezbronnym: przedszkolakom. Tylko ostra reakcja rodziców zapobiegła wkroczeniu gender do przedszkola w Rybniku.

 

Mamo, a dlaczego mi nigdy nie mówiłaś, że chłopcy mogą w sukienkach chodzić? – zapytał 4-letni Tomek z Rybnika-Chwałowic po powrocie z przedszkola. Kiedy mama, Kinga Klimek, zaczęła z nim o tym rozmawiać, dodał: – Ale przecież pani w przedszkolu nam tak powiedziała!

Tak, proszę państwa: wymyślona przez skrajne feministki ideologia gender, która mówi o względności płci i próbuje rozmyć męską i żeńską tożsamość, próbuje się dziś wdzierać nawet na konserwatywny Górny Śląsk. Ponieważ większość dorosłych okazała się na nią odpornych, dzisiaj na naszych oczach przenosi się z uniwersytetów do przedszkoli. A przecież, jak podkreśla wielu pedagogów, najmłodsi potrzebują pewności co do swojej tożsamości jako chłopcy i dziewczynki.

Kto chce wychować dziecko na Annę Grodzką, niech dalej nie czyta. To tekst dla rodziców, którym zależy na dobru dzieci.

Czy Franio ma spódniczki?

We wrześniu tego roku w Rybniku wystartował wart 4 mln zł projekt „Szczęśliwa 15. Program uruchomienia 15 dodatkowych oddziałów w przedszkolach w Rybniku”. Współfinansuje go Unia Europejska w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Początkowo mało kto zwrócił uwagę na drobny zapis w jego regulaminie, mówiący o „wycieczkach edukacyjnych uwzględniających zasadę gender”. Zresztą nawet taki zapis nie musi zaraz oznaczać tragedii, jeśli kadra w przedszkolu w praktyce nie zatruwa dzieci tą ideologią. Nauczyciel, który sobie przemyślał, że dziewczynki i chłopcy są od siebie różni i właśnie to jest wartością, to dla przedszkolaków skarb. Taki nie ulegnie tak łatwo feministycznym fascynacjom.

Niestety, nie każdy nauczyciel ma te sprawy przemyślane. – Nas 3 września w przedszkolu poinformowano, że jesteśmy szczęśliwcami, bo nasze dzieci zostały wybrane do udziału w tym projekcie. Że dostaną kredki, szafki, nowe zabawki – wspomina Kinga Klimek. Tomek zaczynał kolejny już rok w przedszkolu w Rybniku-Chwałowicach. – Ale parę dni później, dla spokoju, poszłam zapytać, czy ten program nie wiąże się jakoś z seksualizacją dzieci, o której sporo się teraz mówi. Nauczycielka skonsultowała się z panią dyrektor, po czym mnie zapewniła, że absolutnie nie ma w tym projekcie żadnych treści związanych z płcią – dodaje.

A jednak stało się inaczej. Pewnego dnia po powrocie z przedszkola jedno z dzieci poinformowało ojca: „Tatusiu, ty też możesz chodzić w sukienkach”. A 4-letnia Emilka zaczęła pytać: „Czy Franio ma spódniczki w szafie? A czy on może nosić spódniczki?”. Franio to jej młodszy brat. Rodzice odpowiedzieli dziecku, nie zwracając jeszcze na to pytanie większej uwagi. Kiedy jednak podobne pytania zaczęły się powtarzać po powrotach dziewczynki z przedszkola, zaniepokoili się.

Tym razem to rodzice Emilki zapytali w przedszkolu, co jest grane. Dyrekcja zwołała więc zebranie rodziców. – Mnie to spotkanie zamiast uspokoić, zaniepokoiło jeszcze bardziej. Pani przedstawiła nam wtedy, co to jest gender. Zrobiła to rzetelnie, ale z taką konkluzją: to nie jest zła teoria, ona jest postępowa, a my idziemy z duchem czasu – mówi Agnieszka Szumiło, mama Emilki. – Dostaliśmy tam też do wglądu plan pracy na cały rok. Jego treści wciąż oscylowały wokół „zamiany ról”, na przykład w bajkach – relacjonuje.

Kopciuch i rycerki

Rodzice mogli też zobaczyć książeczki „Gdybym była chłopcem” i „Gdybym był dziewczynką”, z których chciało korzystać przedszkole. W przedstawionych im materiałach ze zdumieniem odkryli pomysły na opowiadanie bajki o „Kopciuchu”, na mówienie dzieciom o „rycerkach” czy wreszcie hit: propozycję przyniesienia przez dzieci do przedszkola ulubionych misiów, które będzie można przebierać raz w spodenki, a raz w spódniczki. Kilkoro rodziców poczuło się oszukanych, zwłaszcza że jedna z matek dostała przecież we wrześniu zapewnienie, że takich treści nie będzie.

– Pani dyrektor mówiła, że oczekiwałaby od rodziców spojrzenia niestereotypowego, np. że tata musi zawsze robić jedno, a mama co innego. Powiedziałam, że mnie zależy na wychowaniu dziecka właśnie w ujęciu stereotypowym... Na to usłyszałam od jednej z nauczycielek, że jestem niedzisiejsza, że idziemy do przodu, że musi być postęp – mówi A. Szumiło.

Ostatecznie przedszkole obiecało wycofać się z promowania kontrowersyjnych treści. Jednak rodzice trojga dzieci zdążyli już stracić zaufanie do całego tego projektu. Na piśmie zrezygnowali z udziału ich dzieci w „Szczęśliwej 15”, ponieważ nie zgadza się z ich światopoglądem. Poprosili o przeniesienie do innej grupy. Następnego dnia jednak ich dzieci zostały usunięte z przedszkola, nawet bez zachowania trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia. W zamian zaproponowano im miejsca w placówce na drugim końcu Rybnika.

(Nie)szczęśliwa 15

Pytamy o sprawę Katarzynę Fojcik, naczelnik wydziału edukacji w rybnickim Urzędzie Miasta. – Pisząc projekt „Szczęśliwej 15”, nawet nie mieliśmy świadomości, że słowo „gender” może być rozumiane tak radykalnie, jak np. w podręcznikach „Równościowego przedszkola” [program obecny w kilkudziesięciu innych przedszkolach w Polsce, gdzie chłopcy są przymuszani do przymierzania sukienek i malowania paznokci – przyp. P.K.]. Pisząc „gender”, mieliśmy na myśli tylko prawo kobiet i mężczyzn do równego traktowania i ich równy dostęp do zatrudnienia, do edukacji. Nie mamy zamiaru wprowadzać do przedszkoli ani edukacji seksualnej, ani gender w wydaniu zaproponowanym przez autorki publikacji związanych z „Równościowym przedszkolem” – zapewnia.

Po wystąpieniu rodziców z Chwałowic Urząd Miasta wykreślił słowo „gender” z regulaminu uczestnictwa w projekcie „Szczęśliwa 15”. A z druku sprawozdań z wykonania projektu dla Europejskiego Funduszu Społecznego wyrzucono budzące najwięcej wątpliwości sformułowania o „wykorzystywaniu literatury dziecięcej obalającej stereotypy nt. płci”.

Naczelnik Katarzyna Fojcik w rozmowie z nami przyznaje, że dyrektor Przeszkola nr 13 w Chwałowicach zamówiła książeczki „Gdybym była chłopcem” i „Gdybym był dziewczynką”. – Te książeczki nigdy jednak nie trafiły do dzieci, bo rodzice tego nie chcieli. Zostały zwrócone wydawnictwu – zapewnia.

– A czy któreś z pozostałych oddziałów z „Szczęśliwej 15” z tych książeczek korzysta? – dopytujemy. Naczelnik przyznaje, że nie ma takiej wiedzy, bo o wyborze pomocy naukowych decydują samodzielnie poszczególne przedszkola. – Żaden taki sygnał do urzędu nie dotarł – mówi.

Odwaga procentuje

A co z przedszkolnym oddziałem w Chwałowicach? Rodzice pozostałych 22 dzieci pozostawili tam dzieci, bo albo nie mają ich z kim zostawić, albo uważają, że gender to nic takiego, że to tylko zabawa. „Buntownicy” odpowiadają, że niebezpieczne treści najłatwiej podać przez zabawę. Że jedne dzieci będą się wtedy tylko bawić, ale w innych jakiś zły osad zostanie. – Treści podawane w naszym przedszkolu rzeczywiście nie należały jeszcze do tych drastycznych. Ale proszę zauważyć, że one wchodzą do przedszkoli małymi kroczkami. Za dwa, trzy lata obudzimy się w sytuacji, w której rodzice nie będą już mieli na powstrzymanie tych tendencji żadnego wpływu – mówi Agnieszka Szumiło.

Za swój bunt rodzice trojga dzieci zapłacili tym, że ich dzieci zostały usunięte z przedszkola. Może jednak ich zdecydowana postawa przyniosła dobry rezultat? Miasto dziś o tej sprawie aż huczy. Może ludzie w Rybniku nie będą tak łatwo „łykać” tej skrajnej, feministycznej ideologii, bo znalazł się ktoś, kto odważył się zaprotestować przeciw jej wprowadzaniu?

– Po tym, co się wydarzyło w Chwałowicach, jestem przekonana, że nauczyciel trzy razy pomyśli, zanim w ogóle wypowie słowo „płeć” w trakcie pracy z dziećmi w wieku przedszkolnym – mówi naczelnik wydziału edukacji.

 

Przemysław Kucharczak

Gość Katowicki 47/2013 |