„Wystarczy, żeby ludzie dobrzy nic nie robili, a zło zatriumfuje” – usłyszała i postanowiła działać. Dziś wspiera ją ponad 12 tys. osób, a ona mówi skromnie: jestem zwyczajną nastolatką.
Wszystko zaczęło się od kilku artykułów w katolickiej prasie. – Miałam 12 lat, kiedy usłyszałam o Ruchu Czystych Serc oraz o duchowej adopcji dziecka poczętego – mówi Ewa Rejman, uczennica trzeciej klasy wrocławskiego Gimnazjum Sióstr Urszulanek. – Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tych inicjatywach, przeszukiwałam internet, i tak trafiłam na strony o aborcji. Kiedy zobaczyłam zamieszczone tam fotografie, to był dla mnie szok. Postanowiłam, że muszę coś zrobić, ale szybko dotarło do mnie, że nie mam pieniędzy ani dostępu do mediów. Mogę jedynie powiedzieć o problemie zabijania nienarodzonych kilku znajomym. Później usłyszała o procesie, jaki Joannie Najfeld wytoczyła dzisiejsza wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka. – Bardzo mnie to poruszyło i nie mogłam zrozumieć, jak to jest, że ktoś mówi, jak się później okazało, prawdę, a następnie jest ciągany po sądach – mówi Ewa.
Napisała maila do publicystki, informując ją, że chciałaby rozpocząć działalność pro life, ale nie wie jak. – Otrzymałam bardzo ciepłą odpowiedź, która zmobilizowała mnie, by się nie zniechęcać. Pani Joanna przesłała mi także książkę pt. „Agata. Anatomia manipulacji”, w której zamieściła swoją dedykację. Ostatecznym impulsem do działania był tekst z „Gościa”, w którym Franciszek Kucharczak napisał o manipulacji w mediach, pokazującej, że jedyną grupą broniącą życia nienarodzonych są starsze osoby. Młodzi i nowocześni rzekomo mieli być za prawem do aborcji. – Powiedzia- łam sobie, że tak nie można tego zostawić. Doszłam do wniosku, że muszę pokazać, iż za życiem są właśnie ludzie młodzi i że jest nas dużo. Chciałam zwyczajnie odkłamać wizerunek proliferów.
Bezbolesny zabieg?
Był październik 2011 r., kiedy na Facebooku ruszył profil Młodzi pro life. Początkowo sympatycy wywodzili się z grona znajomych młodej wrocławianki. – Do momentu, kiedy zebrało się ok. 500 fanów, trudno mówić o wielkiej popularności – wspomina Ewa, dodając, że po przekroczeniu tej granicy zainteresowanie dziełem radykalnie wzrosło. Każdego dnia przybywali nowi zwolennicy. Dziś popiera je ponad 12 tys. ludzi, wśród których przeważają osoby w wieku od 18. do 24. roku życia z całego świata. To zobowiązuje. Autorka stara się zamieszczać nowe informacje, obrazy, często tłumaczy teksty i świadectwa, które wyszukuje na profilach amerykańskich działaczy na rzecz ochrony życia. Ludzie piszą do niej o swoich przeżyciach. Dzielą się przemyśleniami. – Dostałam kiedyś maila od młodego chłopaka, który przyznał, że nasza strona zmieniła jego myślenie na temat aborcji. Zanim przeczytał zamieszczone tam treści, był przekonany, że chodzi jedynie o bezbolesny zabieg – opowiada gimnazjalistka. Zwraca przy tym uwagę, że gdyby się zdarzyło, że autor maila miałby w przyszłości komuś radzić w kwestii wyboru za lub przeciw życiu, z całą pewnością wybierze życie. – Tu jest siła, gdy jak najwięcej osób pozna prawdę – zaznacza. – Często takie osoby pragną włączyć się w nasze dzieło. Są gotowe poświęcać swój czas, talenty i umiejętności, by tą prawdą dzielić się z innymi. Jako przykład przytacza zdarzenie sprzed kilku miesięcy: – Potrzebowałam tłumaczenia na język polski pewnej historii. Napisałam prośbę i po niecałej minucie otrzymałam trzy odpowiedzi.
Nie rozpracowuję mafii!
Piszą także kobiety, które w przeszłości poddały się aborcji. – Najczęściej czytam, że żałują, chociaż najbardziej zapamiętałam list od pani, która jakiś czas po zabiegu zwróciła się do jednej z organizacji promujących aborcję z informacją o problemach, które w związku z zabiegiem pojawiły się. Odpowiedzieli jej tylko, że sobie to wszystko wmawia – wspomina i dodaje: – Cóż, nie pasowała do wizerunku spokojnego zabiegu. Ewa podkreśla, że nigdy nie ocenia tych kobiet. Najczęściej podsyła im namiary na osoby i organizacje, które mogą służyć fachową pomocą. Nie brakuje także głosów krytycznych. – Nie ma ich wiele, bo zaledwie kilka procent korespondencji, która do mnie przychodzi, jednak nie będę ukrywała, że zdarzały się np. listy, w których ktoś pisał, żebym – delikatnie mówiąc – odczepiła się od cudzych płodów – opowiada wrocławianka. Początkowo przejmowała się tymi listami. Dziś nie robią na niej większego wrażenia. – Jeśli dostaję maila, w którym ktoś w wulgarny sposób mnie wyzywa – a w zdecydowanej większości są to listy z anonimowych adresów – nie ma sensu na nie odpowiadać. Zwyczajnie usuwam je – tłumaczy, dodając, że kiedy ktoś pyta, czy nie boi się tak mocno angażować w ochronę życia, odpowiada: – Przecież nie rozpracowuję mafii i nie robię nic nadzwyczajnego, tylko to, co powinien robić każdy. Ewa zauważa, że trudno jest dotrzeć do ludzi z przekazem, iż aborcja powinna być całkowicie zakazana. – Proszę zwrócić uwagę, że kiedy o tym rozmawiamy, podaje się drastyczne przypadki np. ciąży, która jest wynikiem gwałtu. Najczęściej dodaje się, że chodzi o nastoletnią dziewczynę, której dziecko zniszczy życie. Wspomina się także o nieuleczalnie chorych dzieciach, które skazywalibyśmy na wegetację, każąc im przyjść na świat – tłumaczy. Jej zdaniem, są to zwyczajne wytrychy do legalizacji zabijania nienarodzonych. – Kiedy mówi się o dopuszczalności aborcji chorych dzieci, wpisuje się w to także prawo do zabicia dziecka np. z zespołem Downa czy Turnera. Tymczasem na sztandarach czy w publicznej dyskusji operuje się najbardziej drastycznymi sytuacjami – mówi gimnazjalistka.
To chwyta
Młoda wrocławianka przyznaje, że chciałaby rozwinąć swoją działalność i wyjść poza świat wirtualny. – Myślę nad zorganizowaniem kilku spotkań w dużych miastach, jednak teraz czeka mnie egzamin gimnazjalny i gros czasu poświęcam na naukę. Kiedy będę już po rekrutacji do szkoły ponadgimnazjalnej, wierzę, że ten pomysł uda się zrealizować – mówi. Planuje także otworzyć „mail zaufania”, na który mogliby pisać ci, którzy potrzebują konkretnej pomocy. – Młodym łatwiej jest napisać kilka słów, niż nawet zadzwonić – podkreśla i dopowiada: – Chciałabym, byśmy jako Młodzi pro life nawiązali bezpośredni kontakt z tymi, którym możemy w jakikolwiek sposób pomóc. Nie ukrywa, że największą trudnością w tej działalności jest brak czasu. – Kiedy mam na przykład następnego dnia sprawdzian z geografii, a w skrzynce czeka mnóstwo maili od ludzi, którzy piszą, że liczą na moją szybką odpowiedź, pojawia się dylemat: uczyć się o rzekach, ich źródłach, dopływach i miejscach, do których wpływają, czy odpisywać na listy – tłumaczy.
Na pytanie, dlaczego to robi, Ewa odpowiada wprost: – Bo nienarodzone dzieci same nie mogą się bronić, a kto ratuje jedno dziecko, ratuje cały świat. – Bardzo wierzę w siłę duchowej adopcji – podkreśla dziewczyna. – Trzy razy podjęłam to dzieło. W marcu rozpoczynam po raz czwarty modlitwę w intencji nienarodzonych dzieci i widzę, że wśród moich rówieśników znajduje się z roku na rok coraz więcej chętnych do włączenia się w tę inicjatywę. To chwyta, bo modlimy się za jedno konkretne dziecko, wierząc, że ono zostanie ocalone. To tak, jakby się było superbohaterem, ratującym bezbronnych – tłumaczy. Cieszy się, kiedy udaje się jej wyrywać ludzi z obojętności. – Świetnie, gdy poczują, że każdy może coś dobrego zrobić.
Ratowane życie
S. Ewa Jędrzejak, boromeuszka, prezes Fundacji „Evangelium Vitae” – W grudniu ubiegłego roku Wrocław był jednym z kilku miejsc w Polsce, w których znaleziono dzieci w oknach życia. Wówczas s. Dorota, wiceprezes naszej fundacji, zwróciła uwagę, że właśnie w Boże Narodzenie kończy się podejmowane w marcu przez wielu ludzi dzieło duchowej adopcji dziecka poczętego. Dla nas jest to wyraźny znak świadczący o mocy tej modlitwy, i nie mamy żadnych wątpliwości co do tego, że ona ratuje życie. Kontakt z Ewą: mlodziprolife@wp.pl lub przez profil Młodzi pro life.
Ks. Rafał Kowalski