Aktualności

Sto procent obecności

O pełnym baku jako dowodzie na to, że On żyje, z ks. Michałem Olszewskim, sercaninem 

 

 

Marcin Jakimowicz: Jakiś namacalny dowód na to, że Jezus żyje, wciąż karmi uczniów rybą, troszczy się o ich codzienność?

Ks. Michał Olszewski: Proszę bardzo. Rok temu, tuż przed wakacjami, by ogarnąć wszystkie akcje duszpasterskie, musiałem pożyczyć samochód. Na cele ewangelizacji. Przełożeni martwili się trochę, skąd wytrzaśniemy kasę na paliwo. Ale pomyślałem: „Jezu, to Twoja sprawa. Ty się martw!”. Jechałem do Olsztyna, gdy nagle włączyła się lampka rezerwy paliwa. Koniec benzyny. A ja nie mam ani grosza. Mówię: „Jezu, działaj! Zatroszcz się!”, (śmiech) i w tym momencie dostaję wiadomość od znajomego, zawodowego kolarza. Pisze: „Michał, przesłałem ci właśnie 3 tys. zł na działania ewangelizacyjne”. Odpisałem: „Świetnie, bo pożyczyłem na cele ewangelizacji samochód i właśnie skończyła mi się benzyna”. A on na to: „To ci doślę jeszcze trzy”. Zrobiłem od razu przelewy: tysiąc wysłałem przełożonemu z dopiskiem „Dla niedowiarków” (śmiech), tysiąc na koszulki na ewangelizację nadmorską, tysiąc dla jednej biednej rodziny, a reszta na paliwo. Dwa miesiące później od tego samego człowieka otrzymaliśmy nowy samochód…

Dlaczego Jezus tak często uzależnia uwolnienie, uzdrowienie jakiejś osoby od naszej modlitwy, od posługi księdza egzorcysty? Czemu nie robi tego sam, za naszymi plecami?

– Bo niezwykle szanuje naszą wolność, wolną wolę.

I dlatego maszeruje po falach wzburzonego jeziora i widząc przerażonych, umierających ze strachu uczniów „chce ich minąć”? Piękna pedagogika

Jezus czeka na krzyk, na jakikolwiek gest ze strony człowieka. Nie narzuca się. Bardzo za nami tęskni, ale szanuje naszą wolną wolę. Nie wchodzi z butami. Stoi z boku, przygląda się, jak grzęźniemy w grzechu, ale nie reaguje, bo sam założył sobie kajdanki – naszą wolną wolę. Nie zrobi nic, co naruszyłoby naszą prywatność, intymność. Ale gdy tylko zobaczy drobny gest z naszej strony, jak szalony biegnie do nas!

Ojciec Adam Szustak dopowiada: „Jest onieśmielony, zdziwiony tym, że Go kochamy, bo przyzwyczaił się już do tego, że nikt Go nie kocha”.

– Coś w tym jest. Choć ja mam inne doświadczenie: spotkałem mnóstwo ludzi zachwyconych Zmartwychwstałym. W Rzymie byłem bardzo blisko Sióstr Misjonarek Miłości. Widziałem, jak chłoną Jego słowa, jak żyją w Jego obecności. Znam mnóstwo takich ludzi. Gdy startowaliśmy z internetowymi rekolekcjami, słuchała ich garstka. Dziś nie ogarniamy tego. Tysiące ludzi chłoną słowo Boże. Klikają, by szukać Jego obecności!

Znajomi klerycy poszli w czasie świąt wielkanocnych do sióstr zakonnych. Od progu zawołali: „Jezus zmartwychwstał!”. A siostry na to: „Wiemy, wiemy”… Podcięły nam skrzydła – opowiadali…

– Zbyt przyzwyczailiśmy się do Jezusa. Wydaje nam się, że coś niecoś już o Nim wiemy. Nie pozwalamy Mu się zaskakiwać. A Jego nie da się zamknąć w żadnych ramach! Nie mamy na Niego żadnych patentów. Żadnych. Przychodzi, jak chce. Jak wiatr. Czeka jedynie na naszą zgodę, na zielone światło.

Ale my często słowa: „Bądź wola Twoja” wypowiadamy jak zgodę na jakieś zawirowania. „Oddaję Ci się”, czyli teraz będzie już tylko gorzej

– Skąd ja to znam? (śmiech) A to tresura złego ducha. To on syczy: Bóg zrobi wam krzywdę. Mówi się, że Europa traci wiarę. A ja myślę, że ona w tego Boga wierzy, ale panicznie się Go boi. Boi się, że przyjdzie i skasuje te wszystkie zdobycze cywilizacji. Te wszystkie tablety, samochody, iPody. A Jezus przychodzi, by uczynić wszystko lepszym. Raper po spotkaniu Jezusa będzie lepszym raperem, szewc – lepszym szewcem, prezydent – prezydentem. Daliśmy się wytresować i wierzymy, że Jezus ogranicza horyzonty.

Dlaczego Magdalena? Czy uczniowie idący do Emaus nie potrafili rozpoznać Zmartwychwstałego?

– Bo On jest absolutnie wolny od schematów. Uczniowie nie szli do Emaus. Oni zwiewali z Jerozolimy! Rzucili wszystkim. Słyszałem kiedyś mocne słowa: „rzucili kapłaństwem”. Postanowili wrócić do domu. Uciekli z przeklętego miasta, miejsca swej porażki. Nic dziwnego, że początkowo nie rozpoznali Jezusa.

Dlaczego Zmartwychwstały dziś mocniej niż kiedykolwiek manifestuje swą moc?

– Mocniej? Chyba nie. On tak działa od zawsze. Zmieniło się jedynie nasze podejście, nastawienie. To w nas nastąpił przełom. Dlatego jak grzyby po deszczu wyrastają nowe wspólnoty i coraz więcej jest modlitw o uzdrowienie. Prowadzę podobne modlitwy w seminariach diecezjalnych, a przecież jeszcze kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia! To nie Jezus się zmienił. To my otwieramy się coraz bardziej na łaskę, która wylewa się z Jego serca.

Gdzie dziś można spotkać Zmartwychwstałego?

– W Jego Kościele.

Spodziewałem się po Księdzu takiej podręcznikowej odpowiedzi. Gdyby poczytał Ksiądz trochę „Wprost” czy newsy na Onecie, zobaczyłby Kościół w agonii, dławiący się skandalami, nierządem, pieniędzmi…

Ja widzę na każdym kroku żywy dynamiczny Kościół. Świat jest schizofreniczny. Wynajduje leki przedłużające życie, a z drugiej strony odbiera życie najmniejszym. Ostatni Adwent spędziłem w USA. Głosiłem słowo niedaleko miejsca, w którym szaleniec zabił 26 osób, w tym 20 dzieci. Na Mszy powiedziałem: jesteście smutni. Macie żałobę narodową. Ale przecież każdego dnia powinniście spuszczać flagi do połowy. Jeśli w wielu stanach do 9. miesiąca na minutę przed porodem można zabić dziecko, to żałoba narodowa powinna trwać nieustannie! To hipokryzja tego świata. Niektórzy łudzą się, że swoimi metodami wykończą Kościół. Dwa tysiące lat różni próbowali i nic…

Siostra Gertruda, przełożona mniszek z Rybna, widząc tę medialną jatkę, powiedziała spokojnie: „Nie martwmy się. To się dobrze skończy”

– Bo to się dobrze skończy. Nie mam wątpliwości. Kościół wybuchnie z potężną mocą Ewangelii. Już cały drży, jest bliski tej eksplozji. (śmiech) To Kościół Jezusa Zmartwychwstałego. Jezus nie musi już drugi raz zmartwychwstawać. To się już dokonało! Życie zwyciężyło. A my jesteśmy w tym życiu zanurzeni po uszy. Kościół jest targany zawirowaniami, słabościami, wątpliwościami, ale zachowuje przez cały czas „równowagę zmartwychwstania”! Benedykt XVI pisał, że Jezus na swą mękę szedł z położonej poniżej poziomu morza Galilei do Jerozolimy. Wspinał się. Z depresji do chwały. To droga Kościoła, który kroczy za Jezusem. Z dołu, nizin do chwały.

Kilka dni temu, gdy po koncercie Swans przez dwa dni słyszałem w uszach jedynie pisk i potężny szum, nagle złapałem się na tym, że przecież we mnie nie ma żadnej wiary. Kiedy Ksiądz miał podobne doświadczenie?

– Każdego dnia. Wczoraj odprawiałem Mszę z modlitwą o uzdrowienie dla parafian w Stopnicy. Patrzyłem na te proste, przeorane cierpieniem twarze ludzi związanych z rolą, z ziemią i widziałem w ich oczach taką wiarę, że błagałem: „Panie, daj mi taką wiarę, jaką mają oni!”.

I to mówi znany rekolekcjonista i egzorcysta?

– Jechałem na ślub mojego przyjaciela, rapera Arkadia. Zadzwoniła znajoma: „Niech ksiądz przyjedzie i pomodli się, żeby Bóg mnie uzdrowił”. Miała zmasakrowane kolano. Mówię: „To niemożliwe. Nie chodzisz, zbieramy dla ciebie na operację”. A ona: „Nie! Ja wierzę, że Bóg mnie uzdrowi. Proszę przyjechać”. Zacząłem się wykręcać, kluczyć: „Słuchaj, wiele rzeczy widziałem, ale twój przypadek jest poważny. To kolano jest zdewastowane. Przepraszam, nie mam wiary”. W końcu jednak pojechałem. Wchodzę, znajoma leży na łóżku. Kolano grube jak udo. Całe sine. Wylew podskórny. Mówi: „Proszę się modlić”. Co miałem zrobić? Nałożyłem na kolano stułę, zacząłem się modlić, choć czułem, że nie mam kompletnie wiary w jakąkolwiek Bożą interwencję. Pustka. Znajoma mówi: „Wierzę, że Bóg mnie z tego wyciągnie”. Kolano zaczęło drżeć. Nerwy – pomyślałem. I nagle czuję, że ta opuchlizna ucieka mi spod ręki, niknie pod stułą. I słyszę w sercu: „Powiedz jej: w imię Jezusa z Nazaretu wstań i chodź”. Nigdy!!! W końcu odważyłem się. Powiedziałem te słowa tylko dlatego, że to wszystko rozgrywało się w pokoju, a nie w pełnym ludzi kościele. Odwinąłem stułę. Nie było ani jednego siniaka. Mówię: „W imię Jezusa Chrystusa…”, a dziewczyna (teraz sama się przeraziła!) woła: „Co ksiądz, zwariował?”. Na drugi dzień odwołała operację i poszła z dziećmi na Turbacz.

Żyjemy w Roku Wiary. Nie ma Ksiądz wrażenia, że zrobiliśmy z niego akademię okolicznościową?

 – Ten czas to naprawdę Boża sprawka! Przekonałem się o tym, gdy w czasie egzorcyzmu wypowiedziałem słowa: „Panie, przyzywam nad osobą opętaną wszystkich duchowych owoców Roku Wiary”. Demony się wściekły, zaczęły wyzywać ojca świętego, przeklinać Rok Wiary. Drżały ze strachu. Zrozumiałem, że czas, w którym żyjemy, to jakieś potężne wydarzenie w kosmosie. Papież Franciszek to – myślę – jeden z gigantycznych owoców Roku Wiary. Jezus żyje w Kościele. Największym zwycięstwem diabła nie jest to, że ludzie w niego nie wierzą (jakoś podskórnie jednak wierzą), ale to, że obrzydził nam sakramenty. A to 100 procent obecności Zmartwychwstałego! Zły przekonuje: to ściema. Już słyszę te dyskusje o tym, by dopuścić w końcu spowiedź powszechną… Nie! Jezus działa w sakramentach! Gdyby nie spowiedź, w czasie egzorcyzmu złe duchy wykrzyczałyby ci w twarz twoje grzechy. Zauważyłem, że gdy idę wcześniej do spowiedzi, wszystkie przebaczone w konfesjonale, zamknięte rozgrzeszeniem grzechy są dla demonów zakryte, niedostępne! Nie widzą ich! Często przed egzorcyzmem spowiadam się nawet z błahostek, słabości, bo wiem, że złe duchy nie będą mogły ich dostrzec. To dopiero potęga Bożego działania! Jezus żyje w sakramentach Kościoła. Dlaczego demon tak nienawidzi tej rzeczywistości. Do końca życia zapamiętam scenę. Biskup Dembowski egzorcyzmował jakąś dziewczynę. Wściekły, szalejący demon nagle uspokoił się, a dziewczyna oddała pokłon biskupowi. Do ziemi. „Co ci się stało?” – spytał biskup. A demon: „Nazarejczyk kazał mi oddać pokłon przed władzą Kościoła...”. One doskonale wiedzą, że to wszystko, co słyszymy od dziecka na religii, jest prawdą. W Kościele jest pełnia objawienia! To Kościół Zmartwychwstałego! 

Marcin Jakimowicz