Aktualności

Przewodnik po modlitwie - Ojcze nasz

Jak się modlić? Jezus nie podał jako odpowiedzi teorii. Dał praktyczną wskazówkę – modlitwę „Ojcze nasz”. I to wszystko, to wystarczy?


     Przecież to też tylko kilka słów. Owszem, jako pobożni chrześcijanie wiemy, że to najdoskonalsza modlitwa, zawierająca w sobie to wszystko, o co tylko powinniśmy się modlić i czego potrzebujemy, itd. Co jednak wtedy, gdy nic nie czujemy podczas jej odmawiania, a umysł i spojrzenia odlatują tam, gdzie jest wspominany w wypowiadanym tekście Ojciec? Poniżej mała „instrukcja obsługi”, która może pomóc ożywić odmawianie tej modlitwy.


Słowa


     „Ojcze nasz”. Niby normalne, wiadomo, że Ojciec jest pierwszą Osobą Trójcy Świętej, że to do Niego zawsze się modlimy przez Jezusa w Duchu Świętym. I to wszystko? Ależ nie! Spójrzmy na to, kim jest (ew. kim powinien być) ojciec w naszych relacjach ziemskich, rodzinnych. To ktoś, z kim mamy więź nierozłączną, czy tego chcemy czy nie. Żeby być dzieckiem, trzeba mieć ojca. Ojciec ma różne funkcje (brzydko mówiąc) w życiu syna i w życiu córki. W przypadku tego pierwszego przypomina mu o jego męstwie i sile. Słyszeliśmy zapewne o obrzędach z  rozmaitych kręgów kulturowych, podczas których ojciec zabierał syna od matki, aby nauczyć go życia. To właśnie rola ojca wobec chłopaka, syna – nauczyć go życia i pokazać, że ma w sobie siłę i moc. Bóg jako Ojcie mówi do nas, budząc w nas siłę: „Mocarzu, przypasz swój miecz do biodra” (Ps 45, 4; wszelkie cytaty z Pisma wg Edycji św. Pawła), jesteś mocny moją mocą. W życiu córki zaś ojciec jawi się jako pierwszy mężczyzna, jako ten, który, pierwszy na świecie, zachwyca się jej pięknem. Nie bez powodu ukuło się sformułowanie: „córeczka tatusia”. Prawdziwy ojciec potrafi dostrzec piękno swojej córki. Podobnie jest z Bogiem. „Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha. Król pragnie twej piękności” (Ps 45, 11a. 12a). Bóg jest właśnie takim ojcem w pełni, niezależnie od naszych ziemskich doświadczeń i historii życia, która czasami utrudnia dojście do tej prawdy. A dlaczego „nasz”? Modlitwa nie jest od tego, aby atakować nią innych. Modląc się do naszego, a nie – mojego, Ojca, nie mam prawa i żadnych podstaw do tego, aby modlitwy używać przeciwko komukolwiek. Wszelkiej maści wypowiedzi w stylu: „niech Cię Bóg pokarze” itp. nie mają racji bytu u chrześcijanina.

   „Któryś jest w niebie”.  A gdzie ma być – tak by można złośliwie odpowiedzieć na ten fragment. Z drugiej strony to „jest” bardziej oznacza „ma”, szczególnie w połączeniu z „niebem”. Niebo bowiem jest tronem Boga (por. Iz 66, 1), a tron to symbol władzy. Bóg, Ojciec, który jest w niebie, to Ten, który ma pełnię władzy nad wszystkim. Czy patrząc w niebo pamiętam o tym?

   „Święć się Imię Twoje”O Imieniu Boga mówiliśmy (pisaliśmy) już poprzednio. Chodzi tu o Jego obecność (por. Wj 3, 14). Święć się Twoja obecność – brzmi co najmniej dziwacznie. O co zatem chodzi? Święcić, uświęcać Imię Boże, to inaczej ukazywać je innym, aby mogli doświadczyć Jego mocy. Ta prośba zatem mówi o tym, aby coraz więcej osób mogło cieszyć się tym, co ucieka nam często gdzieś wśród codzienności, a co jest wielkim powodem do radości - że Bóg jest.

   „Przyjdź Królestwo Twoje”.  Królestwo to „teren” panowania Boga. Oczywiście, nie chodzi tu o żadne idee intronizacji, czy cokolwiek w tym stylu. Prośba o przyjście Królestwa Bożego, to takie otwieranie drzwi Bogu, aby mógł ze swoim panowaniem wkraczać w nasze życie, zaczynając ode mnie samego, moich decyzji, planów, marzeń. Bóg bowiem, paradoksalnie, jest na tyle wszechmocny w moim życiu, na ile Mu tej władzy udzielę...

   „Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”.  Rozwinięcie poprzedniej prośby, jednak z większym nasileniem i podaniem przykładu. Niebo to władza Boga, ale też i miejsce „przebywania” aniołów i świętych, a więc tych, którzy pokazują, jak można wypełniać wolę Boga. To ich stawia nam za wzór Jezus, mówiąc o posłuszeństwie woli Ojca.

   „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”.  Dłuższa myśl. Chleb powszedni to najpierw wszystko to, co jest nam potrzebne do życia. Przypomina mi się tu jednak obraz manny z Księgi Wyjścia (Wj 16). Była ona pokarmem – darem od Boga, ale Izraelici dostawali jej tyle, ile im było trzeba na dziś, ani więcej, ani mniej. Wszelka zachłanność i tak nie przynosiła korzyści, gdyż, poza wyjątkiem w szabat, zapas na drugi dzień ulegał zepsuciu. Właśnie o to się modlimy, abyśmy dostawali tylko na dziś, nie więcej. Mając więcej łatwo można zgubić siebie. Z kolei jednak „nie samym chlebem żyje człowiek, ale tym wszystkim, co pochodzi z ust Boga” (Mt 4, 4). Bóg chce jednak nie tylko zaspokajać nasze potrzeby codzienne, to czego potrzebujemy do życia materialnie. Troszczy się o wiele bardziej. Prorok Amos pisał w swojej księdze: „Wyrocznie Pana Boga: Oto nadejdą dni, gdy ześlę głód na kraj, nie tyle głód chleba czy pragnienie wody, co głód słuchania słów Pana” (Am 8, 11). Ta prośba Modlitwy Pańskiej to właśnie także próba wzbudzenia takiego głodu w naszych sercach, zarazem stanowiąca zapewnienie, że Bóg zatroszczy się o nakarmienie nas, o jego zaspokojenie swoim słowem.

    „I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.  To dopiero wezwanie i sprawdzian naszej siły! Mówiąc te słowa wchodzimy w świetny zakład z Bogiem. Jak często mówimy: „jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie”? Coś podobnego zawiera się w tych wspomnianych wcześniej słowach „Ojcze nasz”. Albo raczej, jak uczy Księga Powtórzonego Prawa: „Spójrz! Kładę przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście.” (Pwt 30, 15). Wybór należy do Ciebie. Tu się pokazuje, że modlitwy nie da się oddzielić od życia, choćbyśmy bardzo próbowali. Pokazuje też jak bardzo jesteśmy świadomi ogromu Bożej miłości względem nas i naszych grzechów. Ciężka lekcja...

    „I nie wódź nas na pokuszenie”. Jedna ze „szkół duchowości” uczy, że najlepszym sposobem walki z pokusą jest uleganie jej. Na pewno jest to jakieś rozwiązanie. Bóg uczy czegoś innego. Kiedy już przebijemy się przez dosłowne brzmienie tego fragmentu odkryjemy coś innego, głębszego. „Ten, kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani sam nie jest kuszony, ani też nie kusi nikogo. Każdego bowiem kusi jego własna pożądliwość, która odwodzi od dobra i nakłania do zła” (Jk 1, 13n) Po co jednak pokusa, po co walka? Z historii Izraela:  „Tak więc pozostawił Pan te narody, nie wypędzając ich i nie wydając w ręce Jozuego. A oto narody, które Pan pozostawił, aby przez nie wypróbować tych wszystkich Izraelitów, którzy nie brali udziału w żadnej z walk o Kanaan; stało się tak jedynie dla dobra Izraelitów, aby nauczyć ich sztuki wojennej; szczególnie zaś dla tych pokoleń, które przedtem nie zaznały wojen” (Sdz 2, 23 – 3, 2). Pouczająca lekcja...

    „Ale nas zbaw ode złego”.  To nie my się zbawiamy, to Jezus nas zbawił i zbawia. Właśnie o tym przypomina nam na koniec Modlitwa Pańska. Tylko Bóg jest naszym Obrońcą i Dawcą wszelkich darów. „Każde otrzymane dobro i dary doskonałe pochodzą z góry, od Ojca światłości, w którym nie dochodzi do żadnych zmian ani zaćmień” (Jk 1, 17). Czy trzeba czegoś więcej?

„Amen”.  Amen!


Gesty

  

   Oprócz słów modlitwę „Ojcze nasz” można ożywić także „mową ciała”. Spójrzmy, jakie postawy, gesty, towarzyszą odmawianiu jej podczas Eucharystii.

   Celebransi podczas Modlitwy Pańskiej stoją z uniesionymi do górę rękoma. Niby nic nadzwyczajnego, to gest powszedni w liturgii, znany zresztą od dawien dawna jako gest człowieka modlącego się, łączącego się z Bogiem. A gdyby spojrzeć inaczej? Nie wiem, Drogi Czytelniku, czy widziałeś kiedyś, jak rodzic próbuje uczyć swoje dziecko sztuki chodzenia, ale.. No właśnie, wygląda to podobnie. Maleństwo trzyma podniesione rączki w górze, ale bardziej to rodzic podtrzymuje jego ręce i prowadzi przed sobą. Dziecko zapewne tego nie widzi i bardziej zajmuje własnymi osiągnięciami, sukcesami lub porażkami, a tymczasem... Tak, tak, nie inaczej jest z modlitwą, szczególnie Modlitwą Pańską. Modląc się, uczymy się chodzić po tym świecie, iść przez nasze życie, prowadzeni przez kochającego Ojca. Jak łatwo można tego nie dostrzec...

    A nasze gesty przy odmawianiu „Ojcze nasz”. To zwykle złożone, mniej lub bardziej elegancko, dłonie. Czy to ma sens? Oczywiście. Złożone dłonie dają ciepło, pozwalają też zamknąć je w innych dłoniach, które mogą rozgrzać, kiedy tego ciepła nam brakuje. Gest ładnie złożonych dłoni to wcale nie słodka poza do zdjęć komunijnych. To gest człowieka, który chce doświadczać każdego dnia Bożej miłości i opieki...



Piotr Alabrudziński