O tym, dlaczego mylą się wieszcze kryzysu kapłaństwa i co każdy z nas może zrobić, żeby w przyszłości otrzymać najlepszego kapłana, z ks. dr. Piotrem Klimkiem, rektorem Seminarium Duchownego Diecezji Warszawsko-Praskiej, rozmawia Tomasz Gołąb.
Tomasz Gołąb: Patrzę na zdjęcie ubiegłorocznych kandydatów do praskiego seminarium i tych, którzy zostali wyświęceni. Pierwszych było siedmiu, drugich dziewięciu. Niewielu...
Ks. dr Piotr Klimek: - Zgoda. Ale w tym
roku mamy aż siedemnastu kandydatów.
To dużo. Aż tylu postanowiło zapukać do seminaryjnej bramy?
- Nie potrafię podać jednego czynnika, który sprawiałby, że przychodzi do seminarium więcej lub mniej osób niż wcześniej.
Bo powołanie to tajemnica? Wymyka się socjologicznym analizom?
- Całkowicie. Wprawdzie istnieją bardzo ogólne korelacje, na przykład z liczbą comunicantes, czyli przyjmujących na danym terenie Komunię świętą, ale i w tym przypadku nie ma żadnego automatyzmu. Siedemnastu, którzy odpowiedzieli na powołanie, w stosunku do ubiegłego roku to jednak ponaddwukrotny wzrost.
I w oczywisty sposób zaprzecza to lansowanej tezie, że przeżywamy kryzys powołań do kapłaństwa.
- Nie mamy kryzysu powołań. Mamy kryzys rodziny, może Kościoła, mamy kryzys wartości, ale liczba osób, która słyszy to powołanie i chce na nie odpowiedzieć, jest trudna do przewidzenia. I czasami zaskakuje nawet wieszczących kryzys. To właśnie dowód na to, że powołanie do kapłaństwa jest tajemnicą.
Co więc decyduje, że młody chłopak rzuca wszystko, czym żył, i idzie do seminarium?
- Takim „zapalnikiem powołania” mogą być tysiące powodów: od sytuacji politycznej po porywającą homilię biskupa. Kogoś powołanie może „trafić” na wieść, że jakiś ksiądz porzucił kapłaństwo, a innego, wprost przeciwnie, pod wpływem pięknego, spełnionego życia innego duchownego. Nie można zapominać o pracy księży w parafiach: większość kandydatów do seminarium ma za sobą formację ministrancką i lektorską. To wszystko czynniki mające wpływ na liczbę powołań, chociaż mógłbym bez trudu pokazać parafie od wielu lat prowadzone pod tym względem wzorowo i... nic. Nie wzbudziło się w nich żadne powołanie do kapłaństwa. Powołanie pozostaje tajemnicą...
Jakich księży potrzebuje dziś świat?
- Seminarium ma być miejscem, gdzie to Pan Bóg kształtuje młodych mężczyzn. I to się rzeczywiście dzieje. Kiedy przebywa się z tymi chłopakami, widać wyraźnie w ich życiu działanie Boga. To nie jest zwykła szkoła, w której można wziąć szablon i przymierzyć każdego ucznia, czy do niego pasuje, czy nie. Oczywiście, ludzie potrzebują jak najlepszych kapłanów, ale w tym właśnie kłopot. Bo kadry, które przygotowujemy w seminarium, nie są na dziś. Ci kapłani muszą sprostać oczekiwaniom za rok, pięć i dziesięć lat. A jednocześnie nikt z nas nie jest Duchem Świętym, żeby wiedzieć, co się wówczas wydarzy. Chcemy więc kształcić ludzi, którzy po pierwsze, i najważniejsze, będą głosić Ewangelię. Będą wychodzili do człowieka i szukali go, a nie siedzieli tylko w zakrystii, czekając na tych, którzy zechcą sami przyjść. Dziś borykamy się z niskim poziomem wiedzy religijnej. Większość problemów, z jakimi boryka się świat i jakich doświadczają ludzie w swoim życiu, nie wynika z braku moralności, ale najzwyczajniej z niewiedzy. Potrzebujemy więc kapłanów, którzy są mądrzy: nawet jeśli nie umieją odpowiedzieć na jakieś pytanie, zwłaszcza zadane przez ludzi młodych, wiedzą, gdzie szukać na nie odpowiedzi. Będą potrafili wskazać im sens życia, wyjaśnić, gdzie leży prawda i kim jest człowiek. Jednym słowem potrzebujemy ludzi, którzy będą zdobywali innych dla Chrystusa.
Zanim jednak absolwenci seminarium będą nam towarzyszyć w życiu duchowym, sami potrzebują pomocy...
GN 38/2012