Małżonkowie proszą o nie w modlitwie, ale szukają też pomocy medycznej. Nie zawsze wiedzą, że oprócz sprzecznych z nauczaniem Kościoła zabiegów sztucznego zapłodnienia in vitro mają do wyboru zgodną z naturą – i znacznie skuteczniejszą! – naprotechnologię. Ta ostatnia metoda jest dla małżonków pragnących zostać rodzicami bardzo cenną propozycją.
Ich orędowniczką byli św. Rita, św. Józef Wilczewski z Wilamowic i inni święci. – Prosiłam też o pomoc bł. Jana Pawła II, zwłaszcza w dniu jego beatyfikacji – mówi Magda. Dziś małemu Wojtusiowi zaczynają się wyrzynać pierwsze ząbki, ale dla uszczęśliwionych mamy i taty jego obecność wciąż pozostaje cudem. – Dziecko to największy dar Boga, jaki mogliśmy otrzymać – nie ma wątpliwości Robert.
Trudne czekanie
Kiedy Magda i Robert Heczkowie prawie pięć lat temu brali w Cieszynie ślub, oboje jak najszybciej chcieli mieć dziecko. Magda z niecierpliwością sięgała więc po testy ciążowe – i po każdym negatywnym wyniku czuła się coraz gorzej. W końcu Robert zabronił jej tego sprawdzania. Zaczęli szukać pomocy, wędrować do różnych poradni. Prawie dwa lata odbywali kolejne wizyty, robili badania. W klinice w Katowicach usłyszeli od razu, że jedyną szansą jest dla nich in vitro. Nie pojawili się tam więcej. – I wtedy mój brat powiedział nam o lekarzu Adamie Kuźniku ze Skoczowa, który korzysta z osiągnięć naprotechnologii – wspomina Magda. Pojechali. Pierwsza wizyta trwała długo, niemal trzy godziny. – To była ważna rozmowa – i inna niż w poprzednich poradniach. Pan doktor tłumaczył nam, na czym dokładnie polegać będzie leczenie, objaśniał etapy obserwacji. Bardzo uczciwie mówił o szansach i trudnościach. Dopiero potem mieliśmy zdecydować, czy chcemy z tej metody skorzystać – mówi Robert.
Kiedy lekarz mówił im o poczęciu dziecka, padło zdanie: „I w tym momencie Pan Bóg daje dziecku duszę...”. – Pomyślałam, że to jest super, takie głębsze, duchowe podejście. A przy tym czuło się taką zwyczajną ludzką dobroć, chęć pomocy – i bezpieczeństwo – dodaje Magda. Nie było łatwo. Kolejne półtora roku spotkań, badań i zabiegów nie dawało rezultatu, choć wydawało się, że wszystko jest już na dobrej drodze. – Były też łzy zwątpienia. Zwłaszcza kiedy pan doktor powiedział, byśmy sobie zrobili przerwę, odpoczęli i pojechali na urlop. Wyjechaliśmy i wydawało się, że to koniec, a tymczasem właśnie wtedy okazało się, że wreszcie jestem w ciąży – mówi Magda.
Razem zaufaliśmy
Natychmiast podzielili się z nim swoją radością. Pierwsze zdjęcia z USG potwierdzające, że Magda jest w ciąży, wysłali komórką jeszcze z wczasów. – I czuliśmy, że cieszy się razem z nami, tak samo jak my – mówią. Udało im się być na wszystkich wizytach razem. – Doktor Kuźnik chwalił mnie, bo podobno nie każdy mąż tak wytrwale się angażuje – śmieje się Robert. A całkiem serio dodaje, jak ważne było to wszystko, czego na temat rodzicielstwa i samych siebie oboje dowiedzieli się podczas tych spotkań. – One bardzo dużo dobrego wniosły do naszego małżeństwa, w relacje między nami. Nawet gdyby się nam nie udało mieć dziecka, nie żałowalibyśmy tego czasu. Czerpiemy z nich także jako rodzice – mówią zgodnie. Nauczyli się przy tym otwartości na Bożą wolę i byli przygotowani na to, że może się nie udać. Równolegle z naprotechnologicznym leczeniem skończyli nawet kurs dla rodziców adopcyjnych.
Pierwsza jest miłość
– to zdanie doktor Adam Kuźnik powtarza swoim pacjentom przy każdej okazji. O tym mówili też wraz z żoną, dając świadectwo podczas tegorocznego Marszu dla Życia i Rodziny w Oświęcimiu. – Bo w małżeństwie najważniejsza jest miłość między małżonkami. Jeśli małżonkowie mają problem ze swoją płodnością, bez miłości nie będą mogli go rozwiązać. Nic tu nie pomogą żadne techniki medyczne. Prawdziwa miłość, która łączy małżonków sakramentem małżeństwa, z natury jest płodna, choć nie zawsze ta płodność przejawia się urodzeniem dziecka. Przejawia się także jako duchowa gotowość do wychowania dziecka – mówi z przekonaniem. I tłumaczy, że warunkiem szczęścia jest małżeńska jedność. Jeżeli małżonkowie zostają rodzicami, to i tak po kilkunastu latach będą musieli pozwolić swoim dzieciom odejść, a ich małżeństwo będzie trwało nadal. Jeśli będzie miłość...
– Jedna z dziękujących mi mam wspominała: „Ty mi mówiłeś, że najważniejsza jest miłość, a ja chciałam, żebyś mnie leczył! Dopiero dzisiaj, kiedy już mam swojego dzidziusia, widzę, że miałeś rację” – uśmiecha się doktor Kuźnik. – Cieszę się, kiedy małżonkowie przychodzą razem, tak jak państwo Heczkowie. Rozmowy z małżonkami są ważne także dla mnie, mogę lepiej ich zrozumieć. Adam Kuźnik pracuje od lat jako lekarz rodzinny w Skoczowie. Trafił też na pierwszy w Polsce kurs, który zorganizowała Janina Filipczuk z Kanady, w Polsce pionierka Creighton Model System - podstawowego w naprotechnologii narzędzia rozpoznawania i leczenia niepłodności, opartego na szczegółowej obserwacji organizmu kobiety i wydzieliny śluzowej podczas miesięcznego cyklu. Dziś sam jest instruktorem Creighton Model System i medycznym konsultantem naturalnego planowania rodziny. Zawsze proponuje leczenie zgodne z naturalnym rytmem płodności.
Na własnej skórze
W pracy przydaje mu się to, co sprawdziło się także w jego własnym małżeństwie. – Zaczęło się od naszych osobistych doświadczeń z żoną. Jeszcze jako narzeczona prowadziła obserwację cyklu, czytała książki prof. Włodzimierza Fijałkowskiego – i razem czytaliśmy książkę Karola Wojtyły „Miłość i odpowiedzialność” – wspomina swoje pierwsze zetknięcie z tematem płodności. – Razem byliśmy w poradni przedmałżeńskiej. Razem poczuliśmy, że płodność nie jest do opanowania przez człowieka tak do końca. Próbuje się ją poznać, ale to Pan Bóg ma tu swoje plany. Później przyjąłem zaproszenie doktor Moniki Małeckiej-Holerek na kurs rozpoznawania płodności i dowiedziałem się o wiele więcej. Z czasem odkrył, że istnieją różne języki, którymi można opisywać to samo zjawisko, dlatego stara się swoim pacjentom zaproponować najlepszą właśnie dla nich drogę. Nie ukrywa przy tym, że zawsze konieczna jest obserwacja cyklu. Nie wszyscy rozumieją, jakie to ważne. – Moje dorastające córki postanowiłem obdarować właśnie takim wianem i wysłałem je na kursy rozpoznawania płodności. To przyda się im niezależnie od tego, jaką drogę życiową wybiorą – mówi.
Adam Kuźnik włącza się też w rekolekcje dla małżonków, organizowane w ośrodku „Emaus” w Koniakowie. Doradza i modli się. – Modlę się za moich pacjentów. Wiele razy słyszałem od nich, że też modlą się za mnie – przyznaje. – Za każdym razem, kiedy dowiaduję się o poczęciu dziecka, myślę z wdzięcznością: „Jeszcze nas kochasz, Boże, i masz do nas cierpliwość!
Alina Świeży-Sobel; GN 36/2012 Bielsko-Biała