- Jestem szczęśliwy, bo znalazłem drogę swojego życia. To droga pełna cudów, bo przecież w moich rękach zwykłe rzeczy, jak chleb i wino, będą zmieniały się w Boga - mówi diakon Michał Graczyk.
Kiedy byłem mały, nie służyłem przy ołtarzu. Miałem świadomość, że Bóg jest, ale nie przejmowałem się Nim. Moi koledzy „olewali” wiarę i ja tak samo. Chodzenie do kościoła było dla mnie największą na świecie nudą – przyznaje dk Michał Graczyk, który 18 sierpnia przyjmie święcenia prezbiteratu w swojej rodzinnej parafii, w kościele św. Maksymiliana Marii Kolbego w Gorzowie Wlkp. Nie był święcony razem ze swoimi kolegami w maju ze względu na wymogi prawa kanonicznego dotyczące wieku kandydata.
Kompletnie nowy świat
W wieku 14 lat, namówiony przez kolegów z klasy, którzy należeli do Ruchu Światło–Życie, pojechał na Diecezjalne Dni Młodych do Zielonej Góry. – Tam zobaczyłem radosny Kościół, pełen młodych, śpiewających i modlących się ludzi. To było dla mnie coś absolutnie nowego. zobaczyłem, że Bóg jest fajny – zapewnia diakon. – Jadąc tam, zatrzymaliśmy się w seminarium w Paradyżu. Po kościele oprowadzał nas wyjątkowo wesoły diakon. To znowu coś zupełnie nowego, bo do tej pory księża kojarzyli mi się z ponurakami. Te dni całkowicie przewróciły mi w głowie. Zobaczyłem kompletnie nowy świat – dodaje. Ziarno zasiane zaczęło powoli kiełkować. Młody gorzowianin zaczął chodzić na cotygodniowe spotkania oazowe przy parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego. – Zachłysnąłem się tym wszystkim i zakochałem na dobre w Panu Bogu. Wtedy też zostałem ministrantem i w mojej rodzinie pojawiło się więcej wiary. Zacząłem jeździć z kolegami na rekolekcje powołaniowe do Paradyża, który stał się dla mnie fascynującym miejscem.
Krok po kroku
Dopełnieniem Dni Młodych była rok później Oaza Nowego Życia I stopnia w Tylmanowej. – To było mocne doświadczenie emocjonalne i pewnie jeszcze bardzo niedojrzałe, ale niesamowicie potrzebne w moim życiu – przyznaje Michał Graczyk. Po wakacjach przed rozpoczęciem liceum wiedział już, że po maturze pójdzie do seminarium. – Przez trzy lata było jeszcze wiele różnych zaangażowań przy Kościele, fascynacji Pismem Świętym, spotkań z księżmi. W tym czasie miałem też kierownika duchowego – mówi diakon. To wszystko utwierdzało go coraz bardziej w tym, że kapłaństwo to jego droga życiowa. – Ważne było dla mnie bycie przy ołtarzu. Z czasem zostałem lektorem i w końcu ceremoniarzem. Bardzo mnie interesowała liturgia – wyjaśnia Michał. – Istotne było dla mnie też zaangażowanie w życie parafii, czyli bycie w Kościele przez wielkie „K”. Pomagał mi w tym Ruch Światło–Życie – dodaje. W końcu sam został animatorem i mówił innym o Bogu. – Oczywiście nie planowałem tego wszystkiego, że najpierw będę ministrantem, później lektorem i w końcu animatorem. Po prostu Pan Bóg mnie wiódł taką drogą. On prowadzi krok po kroku, ale trzeba Go słuchać – stwierdza.
Najpierw świeczki
W seminarium jest kilka wymiarów formacji: ludzka, intelektualna, duchowa i duszpasterska. – One wzajemnie się przenikają, ale w kolejnych latach na co innego stawia się akcenty, bo zanim zostanie się księdzem, powinno się być dobrym chrześcijaninem, a jeszcze wcześniej dobrym człowiekiem – zauważa Michał Graczyk. Ta formacja odbywa się w seminarium, ale także poza nim. Po pierwszym roku w czasie wakacji alumni odbywają praktyki w szpitalach, domach pomocy społecznej i hospicjach, gdzie po prostu służą chorym pomocą. – Trafi łem do przyszpitalnego hospicjum w Zielonej Górze. Musiałem przełamać się, żeby przewinąć starszego człowieka, ogolić czy umyć. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Widziałem też z bliska cierpienie ludzi, którzy przychodzą do swoich bliskich. Pamiętam córkę, która spała przy mamie kilka nocy, zanim ta odeszła. Byłem przy tym i to mnie zmieniło – opowiada Michał Graczyk. – Po drugim roku spotkałem się z osobami upośledzonymi umysłowo. To ludzie pełni radości i prostoty, od których można wiele się nauczyć, np. tego, żeby na każdego człowieka patrzeć z miłością.
Z czasem każdy kleryk coraz bardziej staje się takim „małym księdzem” dla dzieci, młodzieży, rodzin. Niezwykle ważną praktykę miałem na katechezie w szkole. Odnalazłem się w tym. Chcę uczyć, choć oczywiście to nie jest łatwe. Na czwartym roku każdy kleryk odbywa półroczne praktyki. Michał Graczyk pojechał do Szprotawy. – Przeżywałem wtedy trudny okres, ale pobyt na parafii pokazał na nowo sens wszystkiego. Mogłem w praktyce zobaczyć to, czego do tej pory się uczyłem. Na praktykach po raz pierwszy mieszkałem na plebanii, żyłem naprawdę życiem parafii i spotkałem ludzi mówiących do mnie: „Proszę księdza…”. To weryfikuje powołanie – uśmiecha się diakon. – Z perspektywy czasu widzę, że to właśnie tak ma być poukładane. Chciałoby się już na pierwszym roku stanąć na ambonie i mówić kazanie, a trzeba zacząć od zapalania świeczek – zauważa.
Gliniane naczynie
Gorzowianin wiele razy myślał o pójściu do zakonu. – Przed święceniami diakonatu postanowiłem, że jeszcze raz muszę zapytać Pana Boga o Jego plan, czy mam być księdzem diecezjalnym, czy posługiwać w innej wspólnocie – opowiada Michał Graczyk. Uczestniczył w rekolekcjach Wspólnoty Chemin-Neuf w Warszawie i tam dostał odpowiedź. – Wracałem spokojny, że Paradyż to moje miejsce. Natomiast po święceniach diakonatu zacząłem tak naprawdę odkrywać, czym jest charyzmat diecezjalności i bycia księdzem diecezjalnym. Kiedyś mi się wydawało, że przenoszenie z parafii na parafię to tragedia, ale doświadczyłem, że cała diecezja jest moją wspólnotą. „Nosimy skarb w glinianych naczyniach”, „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”. „Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa” – takie cytaty z Pisma Świętego znalazły się na obrazku prymicyjnym Michała Graczyka. – To słowa, które chciałbym sobie codziennie powtarzać. Pierwsze przypomina, że moje powołanie to skarb, który noszę w kruchym naczyniu, a drugi, że w kapłaństwie chodzi o moc Bożą, a nie moją.
Obrzęd święceń
Przed homilią biskupa kandydaci zostają przedstawieni zgromadzonym wiernym. Po homilii kandydaci wyrażają publicznie wolę przyjęcia święceń i zobowiązują się do przyjęcia związanych z nimi zadań: głoszenia Ewangelii, sprawowania sakramentów, gorliwej modlitwy i życia w duchu współofiarowania się z Chrystusem za zbawienie ludzi. Przyrzekają również cześć i posłuszeństwo swojemu biskupowi. Następnie zgromadzeni modlą się za mających przyjąć święcenia, śpiewając Litanię do wszystkich Świętych. w czasie tego śpiewu kandydaci leżą krzyżem. ta postawa jest znakiem głębokiej modlitwy i uniżenia wobec Boga. wyraża ona całkowite oddanie się Bogu. Po litanii ma miejsce istotny obrzęd święceń: biskup w milczeniu wkłada ręce na głowy kandydatów. gest ten zapoczątkowali pierwsi apostołowie, przekazując swoim następcom moc Ducha Świętego oraz oddając ich Bogu. ręce na przyjmujących święcenia nakładają także wszyscy obecni w czasie obrzędu kapłani. Po nałożeniu rąk na wybranych biskup wygłasza modlitwę święceń. Następnie nowi księża otrzymują właściwy sobie strój liturgiczny, czyli stułę, noszoną na sposób kapłański, i ornat. w tym stroju podchodzą do biskupa, który każdemu z nich udziela namaszczenia świętym krzyżmem, czyli specjalnym olejem poświęconym przez biskupa w Wielki Czwartek i służącym do sprawowania czynności sakramentalnych. Namaszczenie rąk oznacza błogosławieństwo, wyraz uznania przez Boga oraz udzielenie darów Ducha Świętego do składania Ofiary. Obrzęd święceń kończy się przekazaniem pateny z chlebem i kielicha z winem i wodą oraz udzieleniem pocałunku pokoju.
GN 33/2012 Zielona Góra