Mam wrażenie, że odpowiedź na to podstawowe pytanie staje się coraz bardziej zagmatwana.
To nie jest tak, że nagle bycie chrześcijaninem stało się trudniejsze; że zaczęło wymagać podjęcia spraw, którymi dawniej chrześcijanie zajmować się nie musieli, czy rozwiązywania dylematów, których nasi ojcowie nie mieli. To raczej kwestia tego, że pojawia się coraz więcej nauczycieli stawiających znak równości między wiarą a taką czy inną postawą albo działalnością. Słuchając ich człowiek zaczyna się zastanawiać, czy dobrze zrozumiał Ewangelię. No bo czy to możliwe, by nasze podejście do tego, co znaczy być chrześcijaninem, tak bardzo się różniło?
Dla mnie lekarstwem na te wątpliwości jest słuchanie wywodów Benedykta XVI. Od wielu lat – nie tylko w trwającym właśnie cyklu środowych katechez o modlitwie - przypomina, że wiara jest osobistym spotkaniem z Bogiem i że z tego spotkania dopiero wszystko inne wypływa. Śmiało polemizuje z poglądami, które spłycają wiarę.
Na przykład przyjeżdżając na Światowe Spotkanie Rodzin Benedykt XVI wskazał mieszkańcom Mediolanu, że nie tylko mają szczycić się swoją chrześcijańską tradycją, ale przekazać ją przyszłym pokoleniom. Jakże bym chciał, by do serca wzięli to sobie też dumni ze swojej tradycyjnej religijności Polacy. Przecież jeśli wiara jest głównie obyczajem, szybko umiera pod wpływem nowych prądów i nic nie pomogą jałowe apele o wierność. Przekazać ją może tylko ten, dla którego jest autentycznym wewnętrznym wyborem.
Albo po koncercie w La Scali, polemizując z tekstem „Ody do radości”, papież powiedział między innymi: „Nie potrzebujemy nierealnych wywodów o Bogu dalekim i braterstwie, które do niczego nie zobowiązuje. Poszukujemy Boga bliskiego. Dążymy do braterstwa, które pośród cierpień wspiera bliźniego i tym samym pomaga iść naprzód”. Mocna odpowiedź dana tym, którzy chcieliby wiarę zastąpić działaniem.
Po co są kapłani? Papież przypomniał w mediolańskiej katedrze: „Wszystko, co robimy, ma prowadzić wiernych do zjednoczenia z Panem i rozwijać komunię kościelną dla zbawienia świata. Te trzy rzeczy: osobiste zjednoczenie z Bogiem, dobro Kościoła i dobro ludzkości nie są rozdzielne czy przeciwstawne sobie, ale stanowią pewną symfonię przeżywanej wiary”. Wizja kapłaństwa zupełnie inna, niż proponowane i praktykowane przez niektórych bycie partyjnym agitatorem.
Co zaproponował papież młodzieży na San Siro? Modlitwę – skoro pochwalił istnienie przy parafiach oratoriów – i korzystanie z sakramentów. Czyli bycie blisko Boga. Bo całe chrześcijańskie życie jest jakby wchodzeniem ścieżką na górę razem z Chrystusem – zauważył. To zupełnie coś innego, niż skupianie młodych na przeróżnych akcjach.
Dziś noc Lednicy. Nie wątpię, że i tam młodzi odkrywają to, co najbardziej podstawowe: spotkanie z Bogiem, spotkanie z braćmi w wierze. To coś znacznie więcej niż udział w światopoglądowych dyskusjach. Bo żeby sensownie je prowadzić (sensownie, to znaczy pamiętając, że ich celem ma być przyciągnięcie, a nie zrażenie ludzi do Chrystusa) trzeba samemu z Bogiem obcować…
Andrzej Macura